wtorek, 18 marca 2014

Przyjmę Twój szept jeśli to wszystko, co możesz mi dać.

        Chodzę za nim krok w krok. Gdziekolwiek by nie poszedł podążam za jego osobą. Byłam z nim dwa tygodnie temu, gdy jego mama obchodziła urodziny, byłam z nim gdy dostał mandat za szybką jazdę samochodem i jestem teraz. Teraz gdy siedzi sam w szpitalnej sali trzymając moją chudą dłoń zamkniętą w swojej. Znów płacze modląc się o to żebym wróciła. Wiem, że tego chce najbardziej na świecie, lecz on nie ma pojęcia jak ja bardzo tego pragnę.
 Miesiąc temu miałam wypadek samochodowy. Mężczyzna jadący z naprzeciwka zasłabł i uderzył we mnie, jadącą samotnie wieczorną porą. On zginął na miejscu, ja przez 72 godziny walczyłam o życie w Łódzkim szpitalu. Niby wszystko ze mną już w porządku, jednak nie chcę wybudzić się za śpiączki. Nie wiem co to za bzdura. Obudzenie się jest teraz moim priorytetem i robię wszystko by mi wyszło.
Nie wiem kim dokładnie teraz jestem, dlaczego mogę obserwować ludzi, których kocham, dlaczego mogę ich dotknąć, równocześnie nie zostają zauważona. Nie wiem czy jestem duchem, duszą, czy zjawą.  Odpowiedź na te pytania zna moja matka i jakoś się na kwapi aby mi odpowiedzieć.
    - Znasz odpowiedź na wszystkie moje pytania, prawda? - spoglądam na nią stojącą na drogi końcu sali. Wygląda przez okno na spieszących się ludzi. Spogląda ma mnie pociemniałymi oczami. Tak bardzo brakowało mi rozmów z nią. Każdego ranka spoglądałam na jej zdjęcie ustawione na półce i marzyłam o tym aby zamienić z nią chociaż kilka zdań. Teraz gdy możemy porozmawiać, ona jest tak dziwnie milcząca i tajemnicza.
    - Znam, lecz na razie nie mogę ci na nie odpowiedzieć. - mówi jak zawsze, spokojnym głosem i podchodzi do Andrzeja. - Wiedziałam, że jest dobrym chłopcem gdy tylko przyszedł do naszego mieszkania po raz pierwszy. Później gdy widziałam jak o ciebie dba gdy mnie zabrakło, cieszyłam się, że znalazłaś takiego dobrego mężczyznę.
    - Czy ja nie żyje? - zapytałam wprost. Mam już dość tajemnic odnośnie mojego stanu. Chce aby powiedziała mi co się ze mną dzieje.
    - Jeszcze nie umarłaś.
    - A kiedy umrę? - Andrzej poruszył się i spojrzał na moją bladą twarz. Jego każdy gest wyrażał cierpienie. Wiedziałam, że zadaje sobie to samo pytanie.
    - Ależ nikt nie mówi, że umrzesz. - zdawało się jakby Andrzej także usłyszał jej słowa. Spojrzał w przestrzeń, a jego oczy utkwione były w miejscu gdzie stałam.
    - Co to znaczy?
    - Niedługo się dowiesz kochanie. - uśmiechnęła się do mnie i najnormalniej w świecie zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu jak duch. Była duchem. Właśnie tego jej zazdrościła. Wiedział kim jest, co tutaj robi i dokąd ma iść. Ja nie wiedziałam nic.
  Nie wiedziałam dlaczego kim, a może czym jestem, co tutaj robię i dlaczego obserwuje siebie samą leżącą na szpitalnym łóżku. Spojrzałam na Andrzeja. Każdego dnia siedzi przy mnie nie puszczając mojej ręki choćby na sekundę. Wpatruje się w moją bladą twarz i szepce zacięcie o tym, że wszystko będzie dobrze i że niedługo się obudzę. Wiem to Andrzeju. Czuję to każdą komórką mojego ciała. Póki jest przy mnie, wszystko się ułoży. A ja także nie opuszczę go na na krok.
Więc niech szepcze do mnie swoim ochrypłym głosem. A ja przyjmę ten szept, wiedząc że na razie to wszystko co może mi dać.

2 komentarze:

  1. O jezuniu brak słów >smutno< ;(
    Szkoda że taka długa przerwa ...
    CZEKAM NA KOLEJNY ! (mam nadzieje że nie aż tyle czasu) ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń