piątek, 22 stycznia 2016

Czy możemy udawać, że samoloty na nocnym niebie są jak spadające gwiazdy? Naprawdę przydałoby mi się teraz życzenie.

- Andrzej... - obróciliśmy się oboje gwałtownie. Andrzej leżący na kanapie, przykryty kocem z wielkim kacem i ja, niewidoczna siedząca obok na podłodze z podkulonymi nogami. Patrząc na wyraz twarzy Karola, musiał on być równie zmartwiony jak ja. Porozrzucane butelki po piwach, wódce i innych napojach były w całym naszym salonie. Zbite lustro, wazon z kwiatami, a raczej to co z niego zostało, leżał na podłodze pod oknem, a na ścianie widniały jeszcze mokre ślady po wodzie.
 - Jak się trzymasz stary?
 - Jak widać - wymruczał i podniósł się z kanapy. - co tu robisz?
 - Przyniosłem tort. Myślałem że wypijemy jakieś piwo i pogadamy, ale widzę, że ty masz dość alkoholu. - westchnęłam błagając na głos by Karol mu pomógł. By wyrwał go z tych czterech ścian i nie pozwolił zbliżyć się do szpitala choć na ten jeden dzień. Blondyn postawił mały kartonik na stoliku, po czym zabrał się za zbieranie pustych butelek.
 - Zostaw to Karol! - Andrzej poderwał się na nogi z zaciętą miną. - Sam posprzątam - dodał już nieco łagodniej i poszedł do kuchni. Ruszyliśmy za nim patrząc co robi. - zaproponowałbym ci kawy czy herbaty ale nie mam niczego. Nie zdążyłem iść na zakupy.
 - Nie przejmuj się tym. Mów lepiej jak się trzymasz - Kłos drążył temat nie spuszczając wzroku z Andrzeja.
 - Nie trzymam się wcale. Nie trzymam się Karol - ciche łkanie wydobyło się z jego ust. - Ja już nie wiem co mam robić, nie wiem jak mam pomóc. Te ściany, ten szpital i ona leżąca tam bez życia, to wszystko mnie przytłacza. Na dodatek Ojciec z Matką mówią żebym odpuścił, że ona się nie obudzi! Nie chce tak sądzić, ale naprawdę już sam przestaje wierzyć.
 - Andrzej nie mów tak. Lukrecja to silna kobieta, to twoja kobieta. Na pewno niedługo się obudzi i skopie ci dupę za to że w to choć przez chwile wątpiłeś. - Wrona spojrzał na przyjaciela z zaszklonymi oczami wypowiadając ciche dziękuje. - masz świeczki? Musisz zdmuchnąć choć jedną i wypowiedzieć życzenie.
Jak cudownie było spojrzeć na uśmiech który pojawił się na jego bladej twarzy. Uśmiech który niegdyś wdałam codziennie. Teraz tylko przemknął  po jego wargach. Pokiwał lekko głową i spojrzał w miejsce w którym stałam
- Czasami czuje że jest tutaj ze mną. - Karol spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Lukrecja. Czasami czuje że mnie obserwuje, że sama nie wie co się dzieje. Mam wrażenie że patrzy na mnie, że jest przy mnie.
- Jeśli cie teraz widzi to na pewno chciałaby żebyś się ogarnął. Ona cię kocha stary i na pewno nie chce cie widzieć wyglądającego jak kupa gówna.
- Taa, dzięki umiesz zmotywować człowieka - i znów ten nikły uśmiech Andrzeja. Osunęłam się po ścianie tracąc siły. Zauważyłam że im dłużej jestem poza szpitalem tym bardziej słabnę. Zaczyna brakować mi powietrza, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Tak jakbym uciekała od swojego ciała, tak jakbym umierała. Wsadziłam głowę między kolana oddychając spokojnie i głęboko. Musiałam chwilę odpocząć żeby wrócić do siebie. Tak bardzo nie chciałam go opuszczać, zostawiać w ten dzień samego. Lecz w głębi serca wiedziałam, że Karol pomoże mu choć na chwilę oderwać się myślami ode mnie. Nigdy nie podejrzewałam że mogę chcieć żeby Andrzej o mnie zapomniał. Ostatnio coraz częściej myślę o tym żeby się poddać, żeby pójść gdzieś daleko i umrzeć. Może wtedy byłoby mu łatwiej? Może otrząsnął by się w końcu i zaczął życie na nowo. Nie martwił by się już o mnie, nie błagał bym się obudziła. Pochowałby mnie i zapomniał. Zapomniał że kiedykolwiek byłam.
- Daj ten tort. - Głos Andrzeja dotarł do mnie jakby z oddali - Przyda mi się ta iskierka nadziei że może dziś moje życzenie się spełni. Naprawdę przydałoby mi się teraz życzenie...